Nocny horror - przeżycie Zrzędliwego Dziadka Drukuj Email
Wpisany przez Stefan Zubczewski   
wtorek, 13 grudnia 2011 19:30
Nocny horror – przeżycie Zrzędliwego Dziadka
 
Byłem na koleżeńskim „śledziku” skromnym i mało alkoholowym. Po spotkaniu, ok. godziny 22.30 udałem się pieszo w kierunku przystanku autobusowego. Już, już miałem wsiąść do autobusu, gdy poczułem w wewnętrznej kieszeni pewną pustkę. Portfel zniknął. Miły „śledzik” zamienił się w koszmar.
 
W portfelu wszystko: karta kredytowa, debetowa i płatnicza – razem 3 sztuki, dowód osobisty, prawo jazdy, legitymacja ZUS, pamiątkowa legitymacja PPPP (była kiedyś taka partia – Polska Partia Przyjaciół Piwa), dowód rejestracyjny samochodu wraz z ubezpieczeniem i jeszcze jakieś mało ważne papierki. Gdy zorientowałem się, że nie mam portfela pierwsze co zrobiłem – zadzwoniłem do żony, aby sprawdziła, czy go gdzieś w domu nie zostawiłem. Nie zostawiłem. Pobiegłem ile sił w starych nogach z powrotem do knajpki, gdzie biesiadowaliśmy – może wysunął się z kieszeni i gdzieś na podłodze się poniewiera. Ale tam go nie było. Szybka analiza, co się mogło wydarzyć pomiędzy knajpką, a przystankiem autobusowym. Jak się okazało mogło wiele. Pomimo późnej pory na ulicy Nowy Świat spory tłok i tam to się pewnie stało. Ktoś sięgnął po cudzą (moją) własność i pozbawił mnie portfela. Co robić? W pierwszej kolejności zablokować karty płatnicze. Ale gdzie dzwonić? Telefony mam zapisane w domu. Dojechałem dość szybko, bo w niecałe pół godziny i natychmiast zadzwoniłem na PKO - wską kartolinię. Zastrzegłam wszystkie karty i co ważne - dowód osobisty, bo przecież następnego dnia rano na ten dowód podobny do mnie jegomość mógł „wyczyścić” mi konto… Od tego momentu byłem już definitywnie i nieodwracalnie pozbawiony tych dokumentów. W internetowym I PKO pojawiły się jakieś ruchy na moim koncie. Na szczęście bankomat zablokował wypłatę – przecież złodziej nie znał PIN-u. Noc miałem „przechlapaną”. Blokowanie kart zakończyłem dobrze po północy, a potem nie mogłem zasnąć ponieważ dręczyły mnie koszmary znikających pieniędzy i innych dóbr oraz bliżej nieokreślone wytwory fantazji. Raniutko, już o siódmej pojechałem do Banku, aby być pierwszym w kolejce i zamówić nowe karty; potem na Policję - zgłosić kradzież; do Urzędu Dzielnicowego - wyrobić nowy dowód osobisty, prawo jazdy i nowe papiery samochodu. Byłem mile zaskoczony szybkością z jaką to wszystko załatwiłem i uprzejmością WSZYSTKICH urzędników, z którymi miałem do czynienia. Na koniec zostawiłem sobie zgłoszenie legitymacji ZUS. Też miło i szybko. Teraz pozostaje mi czekać. Na karty płatnicze ok. miesiąca, na dowód osobisty i legitymację ZUS podobnie. Dowód rejestracyjny samochodu dostałem od ręki – tzw. miękki (tymczasowy), gdyż na stały muszę poczekać. Najszybciej, już za tydzień będę miał prawo jazdy.

Jakie można wyciągnąć wnioski z tego zdarzenia?
Po pierwsze mieć zapinaną kieszeń wewnętrzną w kurtce. Po drugie nie powinienem nosić tego wszystkiego przy sobie. Wychodząc z domu powinnienem zabierać tylko te dokumenty, które będą potrzebne, a pozostałe pozostawiać w mieszkaniu.
Po co miałem trzy karty płatnicze? Powinienem mieć tylko jedną, przecież wiedziałem, że nie będę robił żadnych wielkich zakupów.
Po co miałem prawo jazdy, przecież wiedziałem, że będę się poruszał autobusem (to samo dotyczy dowodu rejestracyjnego). Powinienem mieć tylko legitymację ZUS (bo w autobusie używam jako emeryt ulgowych biletów) oraz jedną kartę płatniczą i dokument ze zdjęciem, czyli dowód osobisty lub prawo jazdy. (To ostatnie najszybciej wyrabiają). Nawiasem mówiąc, gdyby legitymacja ZUS była ze zdjęciem, to tylko ona wystarczyłaby jako dowód tożsamości.  Tego „śledzika” będę pamiętał do końca życia…
 
Wniosek – nie nośmy wszystkich dokumentów bez potrzeby.
 
Zrzędliwy Dziadek Funio (bardzo przykro doświadczony)

Poprawiony: piątek, 10 stycznia 2014 23:56